Nazywam się Bartosz Kempa. Jestem radcą prawnym, właścicielem kancelarii prawnej KEMPA I WSPÓLNICY i założycielem serwisu zmarnowanyurlop.pl
Wspieram niezadowolonych klientów biur podróży. Pomagam uzyskać należne rekompensaty i reprezentuję w sporach z touroperatorami. Prosto. Bez zadęcia i „smutnych ciuchów”. Skutecznie.
1.
Pamiętam, jak w 2019 r., na jednym z cyklicznych, branżowych spotkań zagadnąłem ówczesnego rzecznika prasowego Grecosa. Chciałem raz jeszcze, na spokojnie porozmawiać o naszych wspólnych Klientach. Byli nimi rodzice 5-latka, którego rączka utknęła w nieodpowiednio zabezpieczonym odpływie w basenie jednego z rodzinnych hoteli oferowanych przez tego touroperatora.
Chłopczyk ten tylko cudem uniknął utonięcia.
To była głośna i dramatyczna historia. Akcja ratunkowa trwała ponad 1,5 godziny i zakończyła się skuwaniem części brodzika przez strażaków. Tych wezwali goście hotelu, bo właściciel obiektu nie wyrażał zgody na czyjąkolwiek ingerencję, opóźniając wezwanie pomocy. Rączkę dziecka ostatecznie uwolnił z odkutego odpływu zespół lekarzy miejscowego szpitala, ale chłopiec trafił do kolejnego – gdzie został poddany dalszej specjalistycznej opiece.
Winą za to zdarzenie rodzice obarczali hotelarza, czyli podwykonawcę biura podroży Grecos.
Uważali, że skoro rączka ich 5-letniego syna utknęła w dyszy hotelowego basenu dla dzieci, to ta nie była zabezpieczona w sposób odpowiedni dla użytkowników.
Czytaj także:
Ręka 5-latka utknęła w basenie. Spór rodziny z Gdańska z biurem podróży.
Grecos poleca swoją ofertę hoteli dla rodzin – ale czy to faktycznie bezpieczne?
2.
Czułem, że rozmowa na ten temat wymaga empatii i wyjścia ponad schemat sporu kancelarii prawnych – naszej i wynajętej przez organizatora. Bo konflikt ten zaczynał przypominać wojnę pozycyjną, co nie przystawało do ładunku emocji, jaki musieli dźwigać nasi, wspólni przecież, Klienci.
Rodzice o mały włos nie stracili jedynego dziecka.
Co odpowiadał na to organizator? Ten, nie dość, że pozwolił sobie na lekceważące określenie tej strasznej historii mianem „niefortunnego zdarzenia”, to jeszcze negował jakiekolwiek próby powiązania z nim swojej odpowiedzialności.
3.
W wydłużanym „na siłę” dialogu z biurem podróży upatrywałem wówczas jego dojrzałości. Przyjmowałem, że Grecos, jako uznany na rynku podmiot i organizator z bogatym doświadczeniem, będzie dążył do jak najszybszego złagodzenia sporu.
A nie jego eskalacji.
4.
Doskonale zatem pamiętam odpowiedź rzecznika, który mówiąc, że „aż za dobrze” kojarzy sprawę, podkreślał, że (rzekomo) nie ma podstaw do zmiany stanowiska biura podróży. A te nie poczuwało się do odpowiedzialności. Bo (znów rzekomo) „warunki umowy o udział w imprezie turystycznej nie zostały naruszone”. I, w jego opinii, to nierozumiejący tego Klienci zachowali się wobec organizatora zbyt emocjonalnie, m. in. formułując roszczenie o odszkodowanie.
Tym samym zamykał szansę na jakiekolwiek porozumienie.
5.
Co więcej, kancelaria reprezentująca biuro podróży wywodziła, że przedmiotem umowy były: przelot, transfer, zakwaterowanie i wyżywienie, umożliwienie pełnego dostępu do infrastruktury hotelowej, w tym do basenu dziecięcego oraz całodobowa opieka rezydenta.
Tym samym (rzekomo) dla Klientów miało być jasne, że organizator nie zobowiązywał się do zapewnienia bezpieczeństwa podróżnym. „Trudno wyobrazić sobie, żeby takie zobowiązanie było przedmiotem jakiejkolwiek umowy” – pisano.
Takie wywody biura podróży były już pozbawione sensu, więc sprawa trafiła do sądu.
6.
W procesie touroperator sformułował swój główny (choć dość dziwny) przekaz, według którego „na gruncie powszechnie obowiązującego prawa w Polsce nie ma możliwości obciążenia pozwanej [biura podróży – dopisek mój] odpowiedzialnością kontraktową za przedmiotowe zdarzenie”!
Co oznaczało, że albo ktoś nie doczytał właściwych przepisów (co raczej wykluczam), albo od początku realizował znaną skądinąd tezę: „jak cię złapią na kradzieży za rękę, to mów, że to nie twoja ręka.”
Tak czy inaczej, nie miał racji. O czym my wiedzieliśmy od początku, ale potrzebowaliśmy 3 długich lat, aby wykazać to przed sądem.
W utrzymaniu tempa procesu na pewno nie pomogły nam covidowe zastoje w sądach i reżimy sanitarne. Ale kto to mógł przewidzieć. Przy czym do przesłuchania mieliśmy wielu świadków (w tym z zagranicy) – i to w czasach, gdy idea rozpraw zdalnych zaczynała dopiero kiełkować.
7.
Dziś jednak trzymam w ręku wyrok, w którym sąd w 100 proc. przychylił się do stanowiska Klientów – zasądził od Grecosa całość roszczeń objętych pozwem, w tym (niemałych) kosztów procesu.
W 100 proc.!
8.
Nasi Klienci długo i niecierpliwie oczekiwali tej chwili. Ale się w końcu doczekali.
Czy jednak faktycznie o to chodziło touroperatorowi? Żeby na etapie posprzedażowym pokazać, kto jest górą? I to za cenę skrajnych emocji swoich Klientów, ich dalszych łez i wyczekiwania na sprawiedliwość przed sądem?
Co ciekawe, przez długi czas to nie Klienci a touroperator groził podniesieniem zarzutów „naruszenia jego dóbr osobistych”. I to wobec tych, na których zbudował biznes on i buduje go cała branża turystyczna.
I którym Grecos wciąż sprzedaje ofertę „bezpiecznych” hoteli dla rodzin.
9.
Ponawiam wobec tego apel do menadżerów i zarządzających biurami podróży – o dojrzałość.
W trosce o dobro Klientów i renomę marki. A może i całej branży turystycznej. Słowo „przepraszam” wypowiedziane w odpowiednim momencie naprawdę czyni cuda. Także marketingowe.
W tej sprawie i każdej następnej.
Bo jak jeszcze przed procesem sądowym pisały o tym media, „inaczej szkodzi się swojej firmie oraz całej branży”.
Czytaj także:
Czy basen niebezpieczny dla dzieci jest dobrą reklamą biur(a)?
Jeśli chcecie czytać więcej podobnych artykułów polubcie naszą stronę na Facebooku.